Jak nie marnować żywności – historia prawdziwa

Marta/ Eko-tipy

Jednym z największych problemów z jakimi powinniśmy się zmierzyć w kolejnych latach, aby obniżyć antropogeniczne emisje CO2 jest zmniejszenie ilości wyrzucanego jedzenia. Jest to bardzo istotne, ponieważ to właśnie produkcja żywności jest odpowiedzialna za ok 18% emisji gazów cieplarnianych. To więcej niż transport!

Prawda, półprawda i statystyka

Mówi się, że statystycznie Polacy wyrzucają 9 mln ton żywności rocznie, czyli ok 4,5 kg tygodniowo na osobę! W internatach newsy tego typu aż krzyczą wielkimi literami. I winą obarczają oczywiście nas, konsumentów. Ktoś przecież odpowiada za te parę milionów suchego chleba albo resztek obiadowych. Można by, parafrazując klasyka, zakrzyknąć: „pan wyrzuca, pani wyrzuca, my wyrzucamy! To są nasze śmieci proszę pana.” 

Jednak gdy spróbujemy odszukać te dane, okazuje się że są one z reguły na podstawie badań Eurostatu z 2006 r. i dotyczą bioodpadów. Wszystkich bioodpadów, czyli też np liści z parku, skoszonej trawy z ogródka czy też resztek z zakładów przetwórstwa żywności. Sam Eurostat nie rekomenduje swojego raportu jako źródło do statystyk marnowania żywności. Drugim, często cytowanym raportem jest raport EU-FUSION. Tyle, że Polska nie przesłała nigdy żadnych danych do FUSION. Raport ten powstał na bazie Eurostatu i danych z innych krajów. Jedyne badania na które będzie można się powoływać to projekt PROM prowadzony przez Federację Polskich Banków Żywności. Projekt ten się jeszcze nie skończył, na razie dostępne są wyniki przeprowadzonych ankiet. Jedynie na stronie SGGW (partner projektu), można znaleźć informacje, że ”przeciętna polska rodzina w ciągu tylko jednego tygodnia, wyrzuca prawie 2,5kg odpadów żywnościowych. Wartość ta obejmuje zarówno części jadalne, jak też niejadalne żywności”

Chipsy z obierek

2,5 kg na rodzinę kontra 4,5 kg na łebka. Trochę te dane się różnią, czyż nie? A teraz pytanie: ważyłeś/aś kiedyś swoje bio-odpadki? Zakładam, że nie, bo komu by się chciało. Jednak mnie tak zafrapowała ta różnica w statystykach, że przez większość stycznia przyglądałam się naszym rodzinnym śmieciom jedzeniowym. Ważyłam, notowałam i sprawdzałam co tak naprawdę ląduje w brązowym koszu. Mimo, iż do eko-gotowania jest mi tak daleko jak ludzkości do pożegnania się z ropą, jako 4-osobowa rodzina wcale nie wyrzucaliśmy tak dużo jedzenia jak się spodziewałam. Z reguły w koszu lądowały resztki obiadowe naszej młodszej córki, gdyż znając jej zamiłowanie do wodnych eksperymentów na talerzu, nikt nie ośmielał się po niej wyjadać. Wyrzuciliśmy też kilka zepsutych warzyw czy owoców, a także oczywiście obierki i części niejadalne, które pewnie nikogo nie dziwią. 

Pewnego razu postanowiłam zważyć wszystkie skórki i ogryzki jakie zebraliśmy w ciągu całego dnia. Owszem, była to niedziela, a zatem wszyscy stołują się w domu i jest obiad na wypasie – jak na moje kuchenne standardy. W koszu znalazło się kilka skórek po bananach, pomarańczach, obierki po marchewkach, ziemniakach i ogryzki jabłka. Do tego fusy po kawie, dwie skórki chleba i jedna łyżka papki obiadowej młodszej pociechy. Wyszło 0,7 kg. Dużo? Mało? W wielu domach tak właśnie wygląda codzienność, obierki po ziemniakach i marchewce i skórki po bananie to pewnie standard w większości polskich domów. A daje to ok 5kg tygodniowo niejadalnych części żywności. Dwa razy więcej niż wykazało badanie PROM. 

Jaki z tego płynie wniosek? Moim skromnym zdaniem taki, iż my jako społeczeństwo, czyli ostatnie ogniwo w łańcuchu, nie mamy sobie wiele do zarzucenia jeśli chodzi o domowe marnowanie jedzenia. Owszem, nie twierdzę, że jest idealnie, ale są inne sposoby na ratowanie żywności niż gotowanie z obierek. 

Co znaczy „marnować”?

Przeczytałam książkę Marty Sapały „Na marne”. Jest to genialny reportaż o marnowaniu żywności. Pokazuje wszystkie, nawet te najmniejsze powody wyrzucanego jedzenia. I właśnie zainspirowana tą książką zrobiłam swój mały research. Owszem, ludzie, szczególnie w krajach rozwiniętych, wyrzucają spore ilości bioodpadów. 8 mld ludzi na świecie, niech każdy wyrzuci obierki po ziemniakach ważące 300g to zrobi nam się olbrzymia góra śmieci. Ale czy to jest prawdziwe marnowanie? Czy można zmarnować obierki? Niby można je upiec czy usmażyć. Ponoć nawet wychodzą z nich smaczne chipsy. Super. Ale czy to jest sposób na ratowanie żywności przed wyrzuceniem? Czy to wystarczające działanie, aby ochronić naszą planetę? 

Idę do sklepu na zakupy. Na liście banany, jabłka, sałata, mleko, mięso mielone. Pierwszy przystanek: dział warzywny. Sałata tylko umyta w plastiku. Biorę tą z końca półki, bo ma najdłuższą datę ważności. Banany? Te najładniejsze, całą kiść oczywiście. A w kiści jest ich 5? Hmmm, aż tyle to nie potrzebuję, więc odrywam jeden i zostawiam na półce. Kolejne jabłka. Wybieram starannie, bez żadnych kropek czy niedoskonałości. Mięso mielone – procedura ta sama co z sałatą. Najlepiej wybrać to z długim terminem, mimo iż planuję je na jutrzejszy obiad. W dziale mlecznym widzę, że jeszcze nie ma najnowszej dostawy i data do spożycia mleka mija za 3 dni. Trudno, jak nie zdążę wypić to wyleję. Lepiej zmarnować niż się otruć. 

Tak wyglądała moja zakupowa codzienność jeszcze jakiś rok temu. Takimi kategoriami wybierałam żywność i takimi kategoriami kieruje się większość z nas. Tak nas uczą rodzice, poradniki internetowe, reklamy. Przecież po to jest data, żeby jej nie przekroczyć, czyż nie? A warzywa? Skoro płacę to chcę mieć te najładniejsze. 

Tym oto sposobem, pośrednio ale jednak, przyczyniamy się do zmarnowania olbrzymiej ilości jedzenia. Bo kto kupi tego samotnego banana? To niedoskonałe jabłko? Mięso z krótszym terminem? Nikt. I wtedy sklep nie będzie miał innego wyjścia jak oddać te produkty do utylizacji, gdyż w Polsce nie można sprzedać ani oddać żywności po terminie przydatności. Gdy produkt przekroczy pewną umowną datę to przestaje być żywnością i należy go niezwłocznie wyrzucić. 

Jogurt jaki jest, każdy widzi

Statystyki miażdżąco pokazują iż większość z nas nie rozróżnia dat ważności produktów i nie stosuje się odpowiednio do nich. A zasada jest bardzo prosta: wystarczy je przeczytać i wziąć je sobie DOSŁOWNIE do serca. „Najlepiej spożyć przed” oznacza po prostu, że najlepiej będzie jeśli zjesz to przed tą datą. Ale nie oznacza, że po dacie jest źle. Po dacie dalej jest dobre, a nie trujące. „Należy spożyć do” znaczy, że jak nie zjesz w terminie to po nim już tego jeść nie należy. Proste, prawda? 

No to teraz trochę skomplikuję, a co tam.. Jogurt w Polsce ma oznaczenie „należy spożyć do”, a w Norwegii „najlepiej spożyć przed”. Czy te jogurty się czymś różnią? Ustawodawstwem, jedynie. Bo o długości danego terminu przydatności do spożycia decyduje producent, ale o tym którego terminu użyć odpowiedni organ państwowy. Niestety UE nie wypracowała żadnych wspólnych standardów. 

Codziennie w hipermarketach wyrzuca się kilogramy poczerniałych od przekładania samotnych bananów, jabłek z plamkami, zakrzywionych ogórków i pomidorów bez ogonka. Litry mleka są wylewane tylko dlatego że przekroczyły umowną datę minimalnej trwałości, mimo że jeszcze przez wiele dni lub tygodni są zdatne do picia. 

I to jest właśnie „marnowanie” w całym znaczeniu tego słowa. To sklepy (ale także restauracje czy hotele) wyrzucają pełnowartościowe produkty, a nie obierki czy ogryzki. I to na tym problemie powinniśmy się jako społeczeństwo skupić najbardziej. Bo jak się mają, w kontekście marnowania żywności, moje skórki bananów do kilogramów owoców jakie wyrzucane są przez sklepy? Nijak. 

Jak uratować świat

Co zatem robić? Zmienić nawyki zakupowe i wyrzuceniowe jakie mamy wpojone. Nie bać się krótkich dat produktów oznaczonych „najlepiej spożyć przed”. Stosować zasadę FIFO (first in – first out) czyli to co pierwsze kupimy musimy pierwsze zużyć. Zaufać swoim zmysłom i sprawdzać produkt czy na pewno się zepsuł. Kupować niedoskonałe warzywa i owoce. Zaglądać do pobliskiej jadłodzielni. Korzystać z aplikacji pomagających zmniejszyć marnowanie jedzenia w restauracjach (takich jak TooGoodToGo).

I na miłość boską, ręce precz od tych bananów! Czy naprawdę trzeba je wszystkie pomacać? Wybrać najładniejszą kiść, a potem i tak wyrwać z niej 2 banany? No nie! Lepiej dołącz do akcji Banków Żywności i #kupujsamotnebanany. 

Share this Post